3 używane rzeczy po dziecku, których nie sprzedam i nie oddam [Z PERSPEKTYWY MAMY STARSZAKA]

Fot. Markus Spiske / Licencja CC0
Fot. Markus Spiske / Licencja CC0
Fot. Markus Spiske / Licencja CC0

Utrzymanie dzieci naprawdę sporo kosztuje, dlatego nie dziwę się osobom, które starają się minimalizować wydatki, kupując niektóre rzeczy z drugiej ręki. Sama widzę, jak wiele przedmiotów co kilka miesięcy muszę segregować na te, które oddam młodszemu kuzynowi mojego syna oraz te, które wyrzucę. Całe szczęście – pierwsza kupka jest zdecydowanie większa.

Buty

Wydawało mi się, że ten podpunkt nie będzie niczym szczególnym. Wystarczyło jednak wejść na pierwszą lepszą platformę sprzedażową, by zobaczyć niekończącą się listę używanych, dziecięcych butów. I nie mówię tu o tzw. “niechodkach”, które to zakłada się na niemowlęce stópki jako wisienkę na torcie dziecięcej stylizacji. Mowa o butach w rozmiarze 30 (taki rozmiar nosi aktualnie mój syn). Nigdy nie oszczędzałam na obuwiu, więc z bólem serca wyrzucam za małą parę. Teoretycznie mogłaby komuś jeszcze posłużyć. Mimo to uważam, że kupowanie dziecku używanych butów jest nie najlepszym pomysłem, dlatego też tych nigdzie nie wystawiam. Po pierwsze, aktywny 4-latek już po kilku dniach potrafi zniszczyć buty. Nie wiem, może jakby były zrobione z metalu, byłoby trudniej. Ale… hamowanie noskiem podczas jazdy na rowerze czy wspinanie się na drzewa powoduje, że skórzane buty już po trzech użyciach wyglądają jak wyjęte psu-nie-powiem-skąd. Te lepsze przetrwają takie zabawy i dalej pełnią swoją funkcję – jedynie wizualnie pozostawiają wiele do życzenia. Tak naprawdę chodzi jednak o to, jak buty układają się do stopy dziecka i nie mówię tu tylko o wkładce, którą teoretycznie można wymienić. Zagięcia na cholewce też przecież powstają na skutek konkretnego ułożenia stopy i sposobu chodzenia (być może z wadą postawy). O potencjalnych zakażeniach grzybicą stóp (sandałki) nie wspomnę. Podsumowując – ja nie sprzedaję i nie kupuję używanych.

Materac

Kiedy byłam mamą niemowlaka, wiedziałam, że nie należy kupować używanego materacyka. Te wszystkie biegunki, wymioty, ulewanie, rozlane mleko… Do tego odgniecenia, które powstają w trakcie użytkowania, a które mogą negatywnie wpłynąć na rozwój układu kostnego innego dziecka… Masakra. Teraz wiem też, że materaca po starszym dziecku ani nie oddam, ani nie sprzedam. Owszem, korzystałam z pokładów i pokrowców. Mimo wszystko jednak gdzieś tam w tyle głowy mam te wszystkie jelitówki, próby odzwyczajania od pampersa i paczki prażynek, zjedzone w łóżku. Wiem, wiem, to woła o pomstę do nieba. Ale proszę, niech pierwsza rzuci kamieniem ta, której łóżko dziecka jest ultra sterylne.

Nieoczywista oczywistość...

…czyli zabawki, do których przywiązało się moje dziecko. Rok temu kupiłam mu nieco za mały strój dinozaura na imprezę karnawałową. Piękny! Kilkoro dzieci moich znajomych obskoczyło w nim swoje bale karnawałowe. Choć mogłabym sprzedać go za kilka stówek, zostawię. Bo uwielbia ten strój moje dziecko. Jest pluszowy i leży na półce z pluszakami. Czasem się nim bawi. Jak Boga kocham, wyciągnę go na jego własnym weselu, a co! Nie oddam też pieska na sznurku, zabawkowej gitary i konia na biegunach, którego odgłosy (tak, jest na baterie) doprowadzają mnie do szału.

Chcesz coś dopisać do tej listy?