Dzień Ratownictwa Medycznego. Czym jest dla mnie praca?

Fot. materiały własne

Dzisiaj obchodzimy „Dzień Ratownictwa Medycznego”. Pokazałem Wam już swoją karetkę (Zapraszamy na wycieczkę po.. karetce!), oraz jeden dyżur w niej pełniony („Nasze rodziny albo się rozpadły, albo właśnie się rozpadają”. Chcesz wiedzieć dlaczego?).  Stephen Hawking, brytyjski astrofizyk i astronom napisał książkę „Krótka historia czasu”. Ja Wam przedstawiam dzisiaj moją krótką historię. Napiszę Wam czym stało się dla mnie,  od 2003  roku, ratownictwo medyczne.

Pracę zacząłem jako sanitariusz w izbie przyjęć jednego z trójmiejskich szpitali. Praca ta trwała siedem miesięcy, ale dla człowieka, który znał tylko pierwszą pomoc po kursie w PCK, była to prawdziwa szkoła życia. Pierwsze poważne zachorowania i styczność z pacjentem. Pierwsze ofiary wypadków, pierwsze reanimacje i pierwsza śmierć. Choć z początku koleżanki pielęgniarki były do mnie nastawione sceptycznie, to później okazały się nie tylko dobrymi nauczycielkami, ale również koleżankami, z którymi do dnia dzisiejszego utrzymuję kontakty. Nauczyłem się wtedy bardzo wielu rzeczy – począwszy od wkłuć i zastrzyków, poprzez badanie pacjentów (to już zasługa lekarzy, którym się chciało poświęcić czas), opatrywania ich ran i złamań, aż do stwierdzenia, że człowiek odszedł. Mój czas w izbie przyjęć dobiegł końca z ostatnim dniem roku.

Wiadro, szmata, woda

Kolejny rok rozpoczął się 3 stycznia o 7 rano w pogotowiu ratunkowym w trójmieście. Znowu mnóstwo nowych emocji, nowi ludzie, specyfika pracy, atmosfera i sprzęt. Jako nowy, zostałem przydzielony do karetki wypadkowej „W”, w której oprócz mnie był kierowca, ratownik medyczny i lekarz. Pierwsza chwila na dyżurze? WSW! Czyli „wiadro, szmata, woda” i wizyta w karetce. Po co? Z kilku powodów. Po pierwsze był to rytuał, który pozwalał starszym kolegom ocenić, czy potrafię dostosować się do dyscypliny i wykonać polecenie. Po drugie, sprzątając uczyłem się gdzie co w ambulansie jest – w  końcu byłem dodatkową parą rąk. Po miesiącu sprzątania karetki już byłem „ich”. Bariery zaczęły się przełamywać, starsi zaczęli przy mnie o różnych sprawach rozmawiać, wspólnie wychodziliśmy palić (co pełną godzinę z Marianem i Olkiem). Zaczęły się też rodzić przyjaźnie. Moim mentorem i nauczycielem był Darek, który od pierwszego dnia miał ze mną dyżury. Nie zapomnę pierwszego swojego wyjazdu, po którym byliśmy biali. Otóż, kiedyś rękawiczki były lateksowe i wypełnione w środku talkiem, żeby można było je założyć. Jedziemy do wezwania pod tytułem „podejrzenie zgonu”. Pierwszy mój wyjazd na sygnale, emocje i stres na najwyższym poziomie. Darek wyciąga zamknięte pudełko z rękawiczkami. Kiedy je otworzył…. Byliśmy pokryci talkiem. Okazało się, że w pudełku było więcej talku niż rękawiczek. Nie muszę chyba pisać, jak bardzo śmiesznie wyglądaliśmy, kiedy nasze czerwone uniformy były pokryte talkiem? Doktor nie mógł powstrzymać śmiechu, Olek (kierowca) nawet nie wysiadał z karetki. No ale trzeba iść do pacjenta. Pacjent niestety już nie żył kilka godzin, ale nasz widok rozbawił również rodzinę zmarłego.

Nauka

Kolejne dwa i pół roku zajęła mi oraz kilku moim kolegom z pogotowia nauka w studium medycznym. Był to niezwykle wspaniały czas. Dotarliśmy się tak bardzo, że jeden wiedział o drugim prawie wszystko. Wtedy jeździłem już samodzielnie z lekarzem w karetce ogólnej (służła głównie jako podstawowa opieka zdrowotna). Więc kiedy nie było mnie na zajęciach inni robili notatki i na odwrót. Pełna współpraca! Nie było łatwo, bo szkoła była między dyżurami i zawsze ktoś przychodził po nocnym dyżurze, ale jakoś daliśmy radę. Szkoła się skończyła, odebraliśmy dyplomy, a wraz z nimi każdy dostał nowy przydział. Ja przeszedłem ze śródmieścia na 3 miesiące do dość oddalonej placówki do karetki „R”. Te trzy miesiące minęły bardzo szybko. Wróciłem na śródmieście, gdzie kontynuowałem pracę w zespole „W”, ale już dwuosobowym – ja i kolega kierowca-ratownik. Tak pracę kontynuowałem do 2012 roku. Późniejsze moje losy związane są do dzisiaj ze stołecznym pogotowiem ratunkowym.

Specjalista toksykologii

W trakcie mojej pracy wiele się zmieniło. Począwszy od ludzi, którzy przychodzili i odchodzili, niektórzy na wieczny dyżur – czyli umierali. Za tymi, którzy odeszli na zawsze tęskni się najbardziej i pamięta się ich najdłużej. Zmieniły się różne wytyczne i procedury udzielania pomocy, zmienił się sprzęt. Praca zaczęła być bardziej wygodna, gdyż sprzęt stał się lżejszy i bardziej przystępny dla personelu. Procedury i wytyczne, które zmieniają się co kilka lat również „dojrzały” i spowodowały polepszenie standardów udzielanej pomocy. Każdy z nas dokształca się i podnosi swoje kwalifikacje zawodowe – nie tylko z obowiązku ustawowego, ale również z chęci bycia bardziej doskonałym i profesjonalnym. Każdy z nas poszukiwał również tego, w czym jest najlepszy, a przynajmniej w jakiej dziedzinie można określić go specjalistą. Ja z racji pracy w najbardziej wymagającym oddziale i zespole, mogę powiedzieć o sobie specjalista toksykologii. I bynajmniej, nie chodzi tu o ilości wypitego alkoholu, ale o pracę w oddziale toksykologii. Kolejna, wspaniała szkoła życia medycznego. Trudy pracy osładzało się spotkaniami ze znajomymi, które były bardzo spontaniczne i bardzo często odbywały się na plaży miejskiej. Na spotkaniach tych często rozmawialiśmy o pracy. Opowiadaliśmy sobie o przypadkach jakie kto miał, o sytuacjach ciężkich oraz zabawnych, a tych – mimo charakteru naszej pracy – uwierzcie, nie brakowało. Zbyt napakowane talkiem rękawiczki, torba, która sama się otworzyła w drodze do pacjenta, pacjenci, którzy w swej chorobie potrafili do łez ze śmiechu doprowadzić zespół itd…  Każdy ratownik w swojej pracy miał i będzie mieć takie sytuacje.

Skargi, groźby, krzyki

Praca Zespołów Ratownictwa Medycznego polega na wykonywaniu medycznych czynności ratunkowych w miejscu wezwania karetki. Fundamentem zespołów są Ratownicy Medyczni, których jest w Polsce około 13000. W karetce pracują jeszcze pielęgniarki, lekarze i kierowcy. Pracujemy cały rok, przez całą dobę, w każdych warunkach, niejednokrotnie narażając swoje zdrowie lub życie, by uratować inne. Zapominani w mediach – bo w mediach przy wypadkach działają ponoć tylko strażacy – pomijani przy święcie służby zdrowia. Praca głównie na własnej działalności, co wiąże się z dużą liczbą godzin przepracowywanych w miesiącu. Zmęczenie, choroby, rzadkie widzenie rodziny, a czasem nawet jej rozpad. Pacjenci wiecznie składający skargi, grożący i krzyczący, że „płacą podatki i składki” – rzadko ktoś dziękuje. Taki jest obraz naszej pracy. Praca w ratownictwie była i nadal jest moim życiem, choć to „życie” coraz bardziej zaczyna doskwierać. Ratownictwo stało się częścią nie tylko mojego życia, ale także mojej rodziny. Przez tę pracę poznałem moją byłą i obecną żonę oraz wielu wspaniałych ludzi. Co bym zrobił gdybym cofnął czas? Nie wiem.

W dniu Ratownictwa Medycznego życzę wszystkim kolegom Ratownikom Medycznym i pozostałym członkom Zespołów Ratownictwa Medycznego z całej Polski samych sukcesów zawodowych, wytrwałości i cierpliwości. Życzę Wam również szczęścia w życiu prywatnym.

Piotr