Mówi się nie bez powodu, że dziecku potrzebne są pewne schematy. Już niemowlaka przyzwyczaja się do wykonywanych rano w odpowiedniej kolejności zabiegów pielęgnacyjnych czy czynności kolejno wykonywanych przez sen. To daje mu poczucie bezpieczeństwa, świadomość tego co za chwilę nastąpi. I tak sobie myślę, że większość z Nas potrzebuje rytuałów. Mniej lub bardziej wyrazistych, ale pewnych schematów działania. Ja potrzebuję na pewno. Żyję z kalendarzem, w którym wiele rzeczy notuję różnymi kolorami. Ten porządek przekłada się na panowanie nad chaosem w mojej głowie (częściowe przynajmniej) i daje mi poczucie bezpieczeństwa. To z jednej strony. Z drugiej – wiem, że bez pewnego planu, schematu (zwłaszcza porannego) działania oszalejemy. Ja i moja córka.
Pewnie macie swoje sposoby na wejście w rytm dnia. To moich 5 prostych kroków do teoretycznego „zen” na resztę dnia.
- Nastawiam budzik z zapasem
Wiem dokładnie ile czasu potrzebuję na ogarnięcie się w obu wariantach – w tym, w którym dziecko śpi do ostatniej chwili i nie mogę go dobudzić, i w tym, w którym wstajemy wspólnie. Zawsze nastawiam budzik z zapasem a potem dokładam do tego jeszcze kwadrans. Mam wrażenie, że ludzie dzielą się na tych, którzy wstają od razu i na tych, którzy nie wyobrażają sobie „nie dospać”. Ja jestem zdecydowanie w tej drugiej grupie. Uwielbiam ten moment w cieplutkim łóżku i świadomość, że mogę jeszcze chwilę poleżeć.
- Odpalam radio
Dzień rozpoczynam porannym serwisem informacyjnym. Wieczorami często słucham ukochanych płyt, ale nie wyobrażam sobie poranka bez znajomych głosów ukochanej stacji. Po prostu.
- Przygotowuję herbatę
Poranna kawa to mój zawodowy rytuał. Od jakiegoś czasu nie piję jej w domu. Zostawiam sobie tę przyjemność na miłe rozpoczęcie dnia pracy. Dzięki temu piję ciepłą 😉 W domu zaś stawiam na herbaty. Owocowe (nie aromatyzowane) lub czarne z sokami domowej produkcji. W dużej mierze własnej! Idealny początek dnia – budzi, rozgrzewa, smakuje. A o tym „jaką wypijemy dziś” najczęściej decyduje moja córka. Choć czasem pozwala mi wybrać.
- Dobieram dodatki
Staram się podejmować decyzje o tym co włożę następnego dnia do pracy wieczorem. Nie chcę rano tracić czasu na prasowanie czy szukanie ulubionej bluzki. Czasem jednak zmieniam rano zdanie, wiadomo. A jeśli nie zdanie, to koszulkę na którą kapnie jogurt czy też zostanie poplamiona masłem. Dobór dodatków jednak zostawiam sobie na rano. Wtedy najlepiej wiem jakie kolczyki będę miała ochotę założyć, czy wolę zegarek czy bransoletkę i jakie buty będą najlepiej pasować.
- Uśmiecham się
Na kilka różnych sposobów. Takie niby nic, ale uwierzcie mi, że pozytywnie nastraja na dalszą część dnia. Gdy skończę makijaż, nakładam pomadkę i traktuję ten – jakby nie patrzeć – sztuczny uśmiech jako jej test na ustach. I jakimś cudem zawsze wywołuję tym sposobem ten prawdziwy 😉
Dwa ważne zastrzeżenia!
Po pierwsze jest to rytuał obowiązujący w dni robocze. Nie znajduje zastosowania w dni wolne od pracy ani weekendy. Przynajmniej nie tak na sztywno.
A po drugie – to wersja optymistyczna. Czasem dziecko ma kiepski poranek, budzik nie zadzwoni albo strzeli zamek w spódnicy. Jak mówił Forrest Gump – Shit happens 😉