Puk, puk… czy jest tu jakiś mężczyzna?

freestocks.org / CC0

Przez to, że Celina ostatnio realizuje się zawodowo w tematyce mocno kobiecej, co jakiś czas dostaję od niej maila z prośbą o burzę mózgów, albo o jakieś przemyślenie związane z relacjami, związkami, randkami, męskimi zachowaniami czy kobiecymi trikami.

Nie wiem, czy to przez jej robotę, czy przez to, że przy okazji spsucia pogody odpaliłam kilka romansideł, ale albo popsułam się ja, albo świat mnie otaczający.

Kobieta chce być zdobywana. Nie zdobyta. Nie piję do tych wszystkich porad z gatunku „jeśli już ją zdobyłeś to nie znaczy, że sprawa załatwiona”, choć jest w nich dużo prawdy. Nie można jednak wychodzić z założenia, że bukiet kwiatów albo (o zgrozo!) czekoladki bez okazji załatwią sprawę. Nie załatwi ich tez paczka solonych chipsów, bilet do kina ani wyjście na sushi. A może by tak od czasu do czasu wykazać się kreatywnością? Posłuchać tego co partnerka mówi między słowami? Ja wiem – my oczekujemy od Was, a same niewiele dajemy. Chciałybyśmy, ale zawsze coś Nam nie pasuje. Ciągle narzekamy, marudzimy, widzimy Wasze niedoskonałości. A może po prostu to jest Nasza forma buntu przeciwko Waszej bierności? Chodzi o bierność, a może lenistwo, brak zaangażowania, wieczne zmęczenie, fochy, humory, hormony czy cośtam jeszcze. Nasze, Wasze – co za różnica?

Sęk nie w tym, żeby kobietę zdobyć, ale by ją przy sobie utrzymać. By to na Wasze wiadomości czekała zerkając co jakiś czas w telefon i by to do nich się uśmiechała.

Zastanawiałam się wczoraj, czy znak zodiaku przekłada się jakoś na postrzeganie tychże kwestii. Czy to tylko ja tak mam, że jak emocje opadają to się irytuję i szukam. Albo wyczekuję. Że jestem spragniona motyli w brzuchu i rumieńców. I że tak naprawdę niewiele mi do tego potrzeba. Wystarczy niedopowiedzenie, czasem dwuznaczność, jakieś pytanie. Owszem, nazywa się to flirtem. I można go uskuteczniać będąc w związku albo poza nim. Panowie czasem zapominają, że to potrafią. A Panie, że można czuć się tak jak na początku nawet po kilku latach bycia razem. Że wyzwolenie „tego czegoś” nie wymaga to spacerów po plaży, zachodów słońca i kolacji przy świecach. Że czasem wystarczy koc, kubek herbaty i ekran laptopa, choć to zazwyczaj organizujemy sobie same. Ale wystarczy niewiele. Może kiedyś zbiorę swoje pomysły w poradnik dla Panów.

Zmierzam tylko do tego, że dostrzegam jakiś zanik, może nie tyle inicjatywy, co pewnego męskiego pierwiastka. Tego fragmentu łańcuszka odpowiadającego za zabieganie. Jest źle? To postarajcie się, żeby było lepiej. My się nie staramy? Może to tak działa, że Nas trzeba najpierw zachęcić do tego działania, zainspirować, a może po prostu pokazać, że warto? Dlaczego Wy pierwsi, a nie my? O to zapytajcie matkę Naturę.

I błagam, nie wykładajcie na stół wszystkich kart. Konkret, owszem. Ale niech to będzie finezja, a nie świniobicie. Jesteśmy dorośli, prawda?