Samochodowy niezbędnik matki polki, czyli samotna podróż z dzieckiem

Alex Mihis / CC0

Starorodzicielska prawda życiowa mówi, że podróżując z dzieckiem zapełnisz tyle wolnej przestrzeni w samochodzie, ile jej masz.

Nie zgadzam się z nią do końca – całkiem nieźle opanowałam tobołkowy minimalizm. Kto mnie zna, ten od razu pomyślał o „checkliście”. I słusznie.

Zgadzam się za to w pełni z tym, że niezależnie od tego, czy wyjeżdżasz na dwa dni, dwa tygodnie czy dwa miesiące, powinieneś zabrać ze sobą tyle samo rzeczy. Sorry, taki mamy klimat.

Wyjęłam właśnie walizkę, żeby spakować to, co mam na mojej uniwersalnej weekendowej liście i olśniło mnie. To co zabieram w podróż, to jedno. Ale to z czego podczas podróży korzystam, to już zupełnie inna bajka. Niezależnie od tego, czy mam do przejechania 20 kilometrów do pracy, czy też 200 do domu rodzinnego, zawsze mam pod ręką samochodowy niezbędnik.

  1. Chusteczki nawilżone

Nie raz wspominałam, że nie wyobrażam sobie bez nich życia. Nie tylko z powodów praktycznych. Gdy moje dziecko zaczyna się nudzić, mogę ją zawsze poprosić by np. wyczyściła buty albo butelkę z sokiem. Zawsze działa. Spróbujcie 🙂

  1. Coś na ząb

Staram się mieć w zanadrzu wafle ryżowe lub herbatniki. Stanie w korkach nauczyło mnie, że warto mieć przy sobie coś na tak zwaną „czarną godzinę”, bo ta nadchodzi zawsze w najmniej oczekiwanym momencie. Zazwyczaj, gdy nie masz wafli ani herbatników. O wodzie czy czymś do picie nie wspominam, bo to wydaje mi się być tzw. „oczywistą oczywistością”

  1. Zapasowa garderoba

Tak, wiem, że jadąc gdziekolwiek macie w bagażniku walizkę wypchaną ciuchami. Fajnie. To teraz wyobraźcie sobie, że na stacji benzynowej dziecko oblewa się wodą / nie daje rady dobiec do toalety / przewraca się prosto do kałuży. Albo lepiej – dzieje się to w korku na trzypasmowej drodze. Ja opanowałam sztukę podmiany zawymiotowanej dzieckowej koszulki stojąc a czerwonym świetle, a wy? Po prostu nie zawsze jest czas biec do bagażnika i przekopywać torby.

  1. Skrzynka skarbów

U Nas to dosłownie skrzynka. Idealnie wpasowana we wnękę pod fotelem. A zawartość – mówiąc krótko– sky is the limit. W naszej jest trochę książek, karty z rysunkami do nauki słówek, trochę książeczek z naklejkami, układanki na magnes, lalka i szczotka do jej długich włosów, kalkulator z którego “dzwoni” do cioci, gumowa myszka miki i jeszcze kilka fajnych drobiazgów!

  1. Uwaga

Może to banalne, ale chyba najtrudniejsze podczas podróży z krasnalem. Będąc świeżo upieczoną mamą wiedziałam, że gwarancją spokoju podczas 2 godzin w aucie jest smoczek. Teraz wiem, że moja córka musi mieć zajęcie. Naklejki czy książeczka z puzzlami (mamy stolik podróżnika – polecam!) to tylko wycinek tego co robimy. Oprócz śpiewania piosenek na każdy temat, głośno liczymy czerwone auta, wymieniamy miesiące, rozmawiamy o krajach, które chciałybyśmy zwiedzić…

Nigdy nie traktuję mojej córki jak dzidziusia, który wszystkiego nie rozumie. Bo wiem, że ktoś musi jej opowiedzieć o Barcelonie, Nowym Jorku czy Pekinie. Choćby na tyle, żeby zechciała sięgnąć po globus.

Bo chyba wynika z tego wszystkiego, że siedzimy obok siebie? Ja jestem kierowcą, a ona pasażerem. Ale to pewnie też miejsce na oddzielny temat.

Pod ręką na tylnym siedzeniu mam też kocyk i poduchę typu „rogal”. Na wszelki wypadek wożę pieluchę tetrową, bo zawsze coś może się rozlać. Na kolejne wszelkie wypadki (ale to już nie tak pod ręką) wożę też kurteczkę, czapkę i apaszkę, dziecięcy parasol i tysiące innych, w sumie nieprzydatnych gadżetów. O tym ile MOICH, czyli kobieco matkowych gratów mieszka na tylnej kanapie opowiem kiedy indziej ;P

Tak, samochód to mój drugi dom.

Jadąc tylko z córką wiem jednak, że nikt mi niczego nie poda, nie pomoże i że jakakolwiek większa aktywność będzie wymagała zjechania na pobocze. Nadmienię tylko, że ani na autostradzie ani w stolicy nie zawsze jest to możliwe. A niestety nie mam dziecka, które lubi oglądać bajki w telefonie. Wiem, że matki są (nie, nie bywają, my wszystkie jesteśmy) kreatywne, ale trzeba mieć z czego ulepić!