Rodzicu, szkoła wszystkiego nie załatwi

Serio? Ktoś wierzy w to, że wraz z zakazem sprzedaży słodyczy w sklepikach szkolnych zniknie problem otyłości wśród dzieci? Jasne, profilaktyka itd. Nie mówię nie. Zdrowe odżywianie – nie mówię nie. Edukowanie dzieci w temacie zbilansowanej diety – pewnie, popieram.

Ale skąd te dzieci mają pieniążki na zakupy w sklepikach szkolnych? Przecież nie zarobiły, nie ukradły, a i samych słodyczy nie wciśnięto im do ręki za darmo lub siłą. Rodzice dają drobne, bo najczęściej nie chce im się niczego sensownego dla pociechy przygotować. Innym razem dają 2 złote na drożdżówkę – niech ma na deser.

Nie wiem, doprawdy nie wiem jak ja to moje dzieciństwo przeżyłam skoro słodycze jadłam w szkole i poza nią.  Od matki mojej, rodzicielki ukochanej, dostawałam drobne na to okropne śmieciowe żarcie. Jadło się chipsy na przerwach, popijało colą. Dasz gryza batona? I nadwagi nigdy nie miałam, problemów zdrowotnych brak w dorosłym życiu na ten moment. Gdzie tkwi sekret?

Dzisiejsi rodzice idą po prostu na łatwiznę i to w wielu aspektach. Edukacją seksualną niech zajmie się szkoła, a najlepiej to niech w ogóle o seksie nie mówią lub jak mogą to niech zniechęcą. Niech uniemożliwią dostęp do słodyczy – to z pewnością załatwi problem otyłości. A gdzie w tym wszystkim, Rodzicu, Twoja rola? Gdzie edukacja, gdzie rozmowy? Czy to nie my jako pierwsze ogniwo jesteśmy odpowiedzialni za to, jakich wyborów dokonują nasze dzieci? Czy to nie my powinniśmy (w myśl zasady: czym skorupka za młodu…) dbać o zdrową dietę dzieci? I dlaczego, na boga, zabraniać im tych cholernych słodyczy? Naprawdę nie jestem za zakazami. Szkoła i rodzice powinni ze sobą współpracować – również w kwestii żywienia. Jeśli nie będzie przykładu w domu to te dzieci i tak najedzą się niezdrowych rzeczy po szkole, skoro rodzice nie przykładają do tego wagi.

Tu pytanie otwarte: a co jeśli dzieciak WNIESIE słodycze na teren szkoły, bo kupił po drodze? Przewidziano jakąś formę kary?

Czytałam dziś, że jest już pomysł, aby zakazać sprzedaży słodyczy w obrębie/bliskim pobliżu szkół. Tak jak to ponoć jest z alkoholem. O jakich odległościach mówimy? I czy to oznacza, że sąsiadka będzie musiała iść pięć ulic dalej, by kupić czekoladę? Litości.

źródło: gim19.lublin.pl

Zakaz tego, zakaz tamtego. Bądźmy przede wszystkim świadomymi dorosłymi. Wybierajmy, decydujmy i ponośmy konsekwencje za swoje czyny – w kwestii, diety czy używek przede wszystkim. I nie zapominajmy, że jesteśmy też odpowiedzialni za nasze dzieci – co wpajamy im do głów, co sobą reprezentujemy i co mogą wynieść z domu.

Tak sobie analizuję to moje dzieciństwo i wniosek mam jeden. Może zabierzmy lub chociaż ograniczmy tym naszym dzieciom smartfony, laptopy, tablety i inne telewizory i po prostu wypchnijmy je na dwór? Niech pojeżdżą na rowerach, pograją w klasy, w piłkę nożną, połażą po drzewach? Może my, rodzice, ruszmy tyłki i pokażmy dzieciom jakąś aktywność fizyczną?

Nie, nie zjadłam wszystkich rozumów ze swoim włącznie. Widzę jedynie, że ja i moja rodzina mamy się dobrze jedząc z umiarem wszystko i uprawiając sport. Ot co.